Historia Civica sięga aż lat 70-tych, kiedy to światło dzienne ujrzała pierwsza generacja. Trudno zarzucić temu modelowi brak popularności, można nawet uznać, że jest on swego rodzaju fenomenem motoryzacyjnym. Oczywiście, wielbiciele niemieckiej, czy jakiejkolwiek innej – europejskiej – motoryzacji mogą się z tym sprzeczać, ale jakie nie byłyby gusta – pierwsze generacje Civica są rzadko spotykanymi perełkami, które na rynku trzymają wysoką cenę. Youngtimer, jak się patrzy. Kolejne, młodsze Hondy są wybierane jako tanie, niezawodne, które mają po prostu jeździć i nie odmówią współpracy. Środkowe wersje – 5 i 6 gen. stają się bardzo często ofiarami domorosłych tunerów, których modyfikacje kończą się na montażu końcówki wydechu ze znalezionego na złomie tłumika kombajnu. Jednak nie o tym mowa. Mowa o tych nowszych, a w zasadzie najnowszej generacji – Honda Civic X.
Japończycy prezentując poprzedników zdążyli przyzwyczaić klientów, że ich wzornictwo jest inne niż wszystkich. O ile francuska motoryzacja moim zdaniem przedstawia nowoczesne i śmiałe kształty, to azjatycki design jest nowoczesny, a przesada wzięła górę nad śmiałością. Dobrze pamiętamy VIII i IX generacje Civica, która często spotykała się z określeniem „UFO”. Tym razem wydaje się, że projektanci trochę odpuścili z wyobraźnią, albo zostali zmienieni. Nowy Civic wizualnie odbiega od swoich poprzedników. Oczywiście – jest na tyle „japoński”, że trudno pomylić go z innym modelem, jednak według mnie nabrał więcej przemyślanych kształtów, które w efekcie sprawiają wrażenie sportowego samochodu. Agresywnie wyglądająca atrapa z przodu, dynamicznie, a za razem dyskretnie łącząca się ze światłami wygląda naprawdę świetnie. Odrobinę niżej – duże plastikowe osłony, po środku których znalazły się wloty powietrza – dzięki tym miejscom auto w ruchu wydaje się „pochłaniać” kolejne kilometry asfaltu.
Boki samochodu to przede wszystkim dość mocno opadająca linia dachu, która jest przedłużona masywnymi światłami z tyłu, znów plastikowymi osłonami, na wzór tych z przodu i podwójną końcówką rury wydechowej umieszczonej centralnie. Tył wygląda naprawdę obłędnie! Z boku nie zabrakło też miejsca na jedno duże przetłoczenie, które zwiększa się ku tyłowi Hondy.
Bryła Civica X generacji naprawdę może się podobać. Dużo się tutaj dzieje, sporo dynamicznych kształtów, które mają powodować u odbiorcy wrażenie kontaktu ze sportowym samochodem, mimo że bez znaczka „Type R” takim nie jest, to nawet w cywilnej wersji budzi zainteresowanie przechodni.
Często zdarza się, że odpowiedni dobór koloru podkreśla charakter auta i jest tą „wisienką na torcie”. Tutaj jest on bez znaczenia, bo każde możliwe malowanie gwarantuje idealne współgranie z całym nadwoziem. Osobiście jednak jestem zauroczony ciemnym, niebieskim lakierem, który wspaniale prezentuje się w nocy, w świetle miasta.
Wnętrze natomiast jest dopełnieniem tego, co widzimy na zewnątrz. Umiejscowienie przycisku do zarządzania klimatyzacją jest trochę niecodzienne, ale zasługuje na pochwałę. Miejsce zaraz pod ekranem systemu multimedialnego, na samym środku, daje możliwość błyskawicznego włączenia chłodzenia. Nie ma tutaj możliwości, że pomylimy się podczas szybkiego użycia przycisku bez odrywania wzroku od drogi. Jeszcze odnośnie systemu multimedialnego – jego obsługa jest raczej mało skomplikowana przy poświęceniu mu kilku krótszych chwil. Nie podoba mi się tylko jego czcionka, która według mnie jest za duża – wolę po prostu minimalizm. Warto też wspomnieć o nagłośnieniu, które jest niezadowalające. Niskie tony brzmią nawet dobrze, jednak wysokie są strasznie nieczyste. Podobają mi się również zegary. Ich delikatne, błękitne podświetlenie jest naprawdę świetne. Liczby i pozostałe odczyty są czytelne. Miałem też wrażenie, że tarcze ukryte są dość głęboko i zabudowano je dużą ilością plastików. Trochę to wygląda, jakby nie były one najistotniejsze a kierowca powinien skupić się na radości z jazdy, zamiast spoglądania na wskazówki i cyferki.
Całe wnętrze jest utrzymane w tym nieśmiałym charakterze. Niby jest ono duże z wystarczającą przestrzenią dla 5 osób, ale na dobrą sprawę – jest w nim tak… przytulnie, o. To określenie chyba najlepiej pasuje do tego samochodu. Siedząc w środku czujemy się pewnie, z łatwym dostępem do wszystkich funkcji, ustawień, przycisków etc. Jest tu naprawdę przyjemnie. Dużo miejsca, ale nie na tyle, żeby mieć odczucie podróży w pustej przestrzeni.
Trzeba też tutaj wspomnieć o fotelach. Mają krótkie siedzisko, do którego trzeba się przyzwyczaić. Początki mogą być trochę nieprzyjemne dla osób, które zwykle miały do czynienia z większymi – a więc prawie wszystkimi możliwymi – fotelami. Zapewniają one wystarczające trzymanie boczne w normalnych warunkach. Jeśli wyrwiemy się na tor, czy jakiekolwiek inne miejsce, na którym będziemy walczyć z zakrętami – można odczuć wychylanie się z fotela na boki.
Wyciszenie wnętrza jest świetne do prędkości ok. 100 km/h, powyżej silnik zaczyna być słyszalny, a wiatr opływający lusterka staje się głośniejszy.
Podróż Hondą Civic X w 5 osób dla pasażerów z tyłu przestanie być przyjemna po ok. 300 km bez postoju. Po kilku godzinach nie jest już tak wygodnie, szczególnie jeśli współpasażerowie nie będą przyzwyczajeni do hondowskich foteli. Ogólnie rzecz biorąc – jest naprawdę komfortowo, jeśli nie jedziemy z bagażnikiem pełnym bagaży (który swoją drogą pomieści min. 420 l bagażu).
Prowadzenie najnowszej generacji Civica to prawdziwa przyjemność. Zastosowanie bezstopniowej skrzyni automatycznej CVT z 7 wirtualnymi przełożeniami pozwala na bardzo sprawne przenoszenie mocy 182 KM na koła. Moc, którą osiąga ten 1.5-litrowy benzyniak na papierach robi wrażenie, szczególnie, że auto waży ok. 1350 kg. W rzeczywistości może nie jest najlepiej, ale zdecydowanie bardzo zadowalająco. Pierwsze 100 km/h na liczniku pojawi się po 8.2 s, natomiast osiągnięcie kolejnej „setki” to wszystko, na co stać Hondę Civic X generacji. Przyspieszenie według mnie jest wystarczające, żeby w mieście ruszać pierwszym spod świateł, a poza miastem nie mieć problemów z wyprzedzaniem. Maksymalny moment obrotowy , który wynosi 220 Nm jest dostępny w szerokim zakresie 1700 – 5500 rpm, więc właściwie prawie cały czas. Prędkość w takim razie jest jak najbardziej na plus, układ kierowniczy dokładnie rozumie polecenia kierowcy i jest precyzyjny.
Kwestia spalania wywołuje we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, silnik ma stosunkowo dużą moc, a więc logiczne jest, że spalanie nie będzie najmniejsze. Z drugiej jednak – zbiornik paliwa ma tylko 46 l, co w efekcie daje zasięg 500 – 600 km w cyklu mieszanym. Na trasie musimy liczyć się ze spalaniem min. 6.3 l/100 km, w mieście już co najmniej 9.2 l/100 km.
Mieliśmy też okazję jeździć Hondą z silnikiem 3-cylindrowym o pojemności 1.0 l. Nie należało to do przyjemności, auto praktycznie w ogóle nie chciało przyśpieszać – a jeśli już przyśpieszyło, to spalanie było zdecydowanie za duże, większe od wersji 4-cylindrowej. Poza tym, że Honda Civic X 1.0 pali jak smok, to jeszcze tak brzmi, kiedy z za małą ostrożnością potraktujemy pedał gazu. Zdecydowanie nie warto próbować down-sizingu Hondy.
Ogólne wrażenia, jakie niosło ze sobą spędzenie kilku dni z Hondą Civic X są bardzo pozytywne. Przypatrując się wszystkiemu, co oferują Japończycy w tej generacji, pozwolę sobie stwierdzić, że to najlepsze auto w swojej klasie, które wydaje się być jedynym rozsądnym wyborem podczas zakupu samochodu. Bez względu na wiek, spełni ono oczekiwania prawie każdego. W końcu kto nie marzy o samochodzie, który wygląda sportowo, ma pod maską spory zapas mocy, a do tego nie pochłania kosmicznych ilości paliwa, nada się na wyjazd wakacyjny albo i po dzieci do przedszkola. Według mnie – auto może nie jest idealne, ale z całą pewnością stara się takie być – i najwidoczniej bardzo dobrze mu to wychodzi.
W związku z uszkodzeniem karty pamięci – zostaliśmy zmuszeni do wykorzystania zdjęć prasowych.
Zdjęcia: materiały prasowe
Komentarze