Wyobraźcie sobie, że jesteście ekstrawaganckim miliarderem, posiadającym firmę motoryzacyjną i wolne miejsce w swojej nowej rakiecie. Co robicie? Cóż, jeśli wysyłacie swój samochód na Marsa, to możecie śmiało aplikować do którejś z firm Elona Muska, ponieważ myślicie podobnie, jak on. Ponieważ możliwe, że już w styczniu jego czerwona Tesla Roadster poleci na Marsa.
Ale zacznijmy od historii
SpaceX powstało w 2002 roku i od początku postawiło sobie ambitne cele. Chcieli oni obniżyć koszty transportu w kosmos, przyśpieszyć postęp we wdrażaniu nowych rozwiązań i przede wszystkim doprowadzić do skolonizowania Marsa. Patrząc na początki chciałoby się rzec, że to takie Apple przemysłu kosmicznego, powstali z grupy „zajawkowiczów” i na początku działali strasznie prowizorycznie, mimo iż Elon już wtedy był bogaty. Jeśli spojrzymy obecnie na SpaceX, to można śmiało powiedzieć, że takie ambitne cele się opłacają, bo już teraz stają się bezkonkurencyjni, a rewolucja trwa na naszych oczach.
Jednak początki bywają trudne
Zaczynali od czegoś na pozór łatwego – Falcona 1, czyli małej rakiety nośnej. W praktyce nie było to takie łatwe. Po długiej batalii przy budowie, 24 marca 2006 roku rakieta wreszcie poleciała. Radość po udanym starcie trwała jednak krótko, w 33 sekundzie lotu z powodu awarii silnika, misja zakończyła się niepowodzeniem. Następne dwa starty, 21 marca 2007 roku i 3 sierpnia 2008 roku, zakończyły się podobnie, doprowadzając SpaceX na skraj bankructwa. Mimo powodzenia następnych dwóch lotów, projekt zamknięto.
Później jest łatwiej
Wszyscy inżynierowie zostali wtedy przekierowani do projektowania Falcona 9, czyli średniej wielkości rakiety, która w coraz to nowszych wersjach poleciała do tej pory łącznie 44 razy, zawodząc tylko raz, a zapowiada się, że poleci jeszcze setki razy. SpaceX doprowadziło do rewolucji na rynku rakiet, dzięki zainstalowaniu w niej przyrządów umożliwiających jej lądowania na jednej z dwóch specjalnych barek (OCISLY i JRTI) lub lądzie. Dzięki takiemu zabiegowi, który początkowo był wyśmiany przez gigantów takich jak: United Launch Alliance(ULA), Arianespace czy Roskosmos, SpaceX znacząco obniżyło koszty wysłania ładunku. A zapowiada się, że koszty te dalej będą maleć, a giganci Ci teraz gonią SpaceX.
Co dalej?
Logicznym jest, że następnym krokiem w dominacji w przemyśle kosmicznym i zarobienia pieniędzy na kolonizację Marsa, jest opanowanie rynku ciężkich satelit. Dlatego też zaraz po osiągnięciu możliwość operacyjnych przez Falcona 9, SpaceX zaczęła projektować ciężką rakietę – Falcona Heavy. Jest to nic innego, jak połączone ze sobą trzy pierwsze stopnie Falcona 9, a na górze umieszczony standardowy, drugi stopień Falcona 9. Pierwotny start tej rakiety, miał odbyć się już w 2013 roku, jednak start ten, z powodów technicznych, bardzo często był przekładany. Główną przyczyną takich opóźnień był stopień skomplikowania tego pojazdu, który zaskoczył nawet największych inżynierów SpaceX.
Mamy już gotową rakietę, co teraz?
Im bliżej startu, tym więcej było pytań o ładunek, który poleci w pierwszym starcie. Jednak z tego co wiadomo, nikt nie zdecydował się na takie ryzyko, gdyż nawet Musk uważa, że start ten będzie mógł uznać za sukces, jeśli nie wybuchnie w pierwszych sekundach lotu. Od miesięcy wycieki tajnych źródeł, na temat firmy z Kalifornii nie wskazywały na żaden konkretny ładunek, co było trochę dziwne. Zazwyczaj ładunki znamy już dużo wcześniej, co prawda były teorie o różnych satelitach, ale nic nie było pewne. Aż do ostatnich tygodni, wtedy to Musk wywołał mały szok ogłaszając, że w pierwszym locie Falcona Heavy poleci Tesla Roadster. Zaczęło się od tego tweeta.
Później pojawiły się szczegóły takiej misji. Tesla umieszczona na szczycie rakiety miałaby na stałe zintegrowana z drugim stopniem rakiety latać po orbicie, której aphelium byłby wyżej niż orbita Marsa, a peryhelium trochę niżej niż średnia odległość Ziemi od Słońca. Taka Tesla miałaby być zasilana przez panele słoneczne i puszczać “Space Oddity” Davida Bowiego. Dla wielu to było nieprawdopodobne, aż do momentu, gdy zostało to oficjalnie potwierdzone. Pojawiły się wtedy zdjęcia z przygotowywania takiej rakiety do startu.
Tesla na Marsa, zwariował?
Ostatnio podobna sytuacja miała miejsce, kiedy przedsiębiorca z RPA napisał na Twitterze, że ma zamiar kopać tunele. Nikt nie chciał w to jeszcze rok temu uwierzyć. Obecnie zakupił już drugą maszynę do kopania i ma prawie kilometrowy tunel pod Los Angeles. Sama misja na Marsa nie miałaby żadnego ważnego zadania, co najwyżej mogłaby zaprezentować wyższość SpaceX i Tesli nad innymi przedsiębiorstwami oraz wzbudzić zainteresowanie eksploracją Układu Słonecznego, co stanowi długoterminowy cel SpaceX. Natomiast argumentem osób wątpiących w taki ładunek, jest fakt, że przestrzeń kosmiczna jest tak pusta i zimna jak dworzec w Kielcach, co nie stanowi najlepszych warunków do parkowania samochodu. W rzeczywistości połowa elementów samochodu musi zostać zdemontowana, ze względu na warunki w kosmosie. Zostanie tylko karoseria i kilka części mogących przebywać w próżni. Pytanie, czy agencje kontrolujące to, co znajduje się w przestrzeni kosmicznej pozwolą na takie zaśmiecenie orbity? Cóż jest to niesamowicie intrygująca idea, która może niektórych przyprawić o dreszcze i na pewno zapisałby się na długie lata w historii. Ale czy w końcu taki start się odbędzie? Tego dowiemy się gdzieś w okolicach stycznia 2018 roku, to na wtedy planowana obecnie jest data tego startu.
Komentarze