Kodiaq, Karoq a teraz Kamiq. Najmłodsze i najmniejsze dziecko Škody, to zdecydowany powiew świeżości w gamie modelowej. Nowy design (Scalo-podobny), nowe materiały, nowa jakość. Brzmi jak reklama, prawda? Jaki jest ten miejski SUV?

Ze Škodą Kamiq miałem możliwość obcować jedynie przez dwa dni, na światowej premierze we Francji. Nie mniej jednak w tym czasie pokonałem nim prawie 500 kilometrów, więc jakieś pierwsze wrażenia mogą się już pojawić. Prezentowany Kamiq nie był egzemplarzem finalnym, a dopiero wersją przedprodukcyjną, stąd o niektórych niedociągnięciach nie będę wspominał, gdyż wersja produkcyjna ma być pozbawiona wszystkich chorób wieku dziecięcego.

Podczas prezentacji, testować mogliśmy naście wersji nowego modelu. Dostępne samochody prezentowały całą gamę silnikową, wraz z jednostkami, które w Polsce oficjalnie dostępne nie będą. Na rynek polski przeznaczone będą jedynie dwie jednostki benzynowe, w trzech wersjach:
1.0 TSI o mocy 95 KM
1.0 TSI o mocy 115 KM
1.5 TSI o mocy 150 KM – jednostka ta dostępna będzie do zamówienia od 40 tygodnia roku.
Jak widać, w kraju nad Wisłą, nie będzie można zamówić Diesla. Tak – Škoda nie wprowadzi do Polski silnika 1.6 TDI.

Kamiq jak na miejskiego SUV’a przystało, nie rozpieszcza z zewnątrz wymiarami. Auto mierzy 4241mm długości, 1988mm szerokości (z lusterkami rozłożonymi), 1553 mm wysokości. Rozstaw osi to aż 2639mm – najwięcej w klasie. Na pierwszy rzut oka, nie są to duże wartości. Nie mniej jednak muszę powiedzieć, że za kierownicą usiadłem bez najmniejszego problemu – mierząc prawie 190cm wzrostu. W drugim rzędzie również usadowiłem się wygodnie. Kanapa jest regulowana – system Varioflex (znany, chociażby z Karoqa), więc kosztem bagażnika mogłem wygodnie zająć miejsce, siedząc sam za sobą. Pojemność kufra to ca. 400 litrów, czyli dokładnie tyle samo co w Aronie i 55 litrów mniej niż w T-Crossie. Ale! Ale Skoda Kamiq dzięki przesuwnej tylnej kanapie, po złożeniu drugiego rzędu, może mieć łącznie 1395 litrów pojemności, a to już najwięcej w klasie – Arona to 1280l, a u VW to 1281l. 100 litrów różnicy? To naprawdę dużo, spokojnie jedna większa walizka różnicy.

Tak jak na wstępie wspominałem, Kamiq zaprezentowany nam został w wersji przedprodukcyjnej. Jednakże nie mogłem się przyczepić do zbyt wielu elementów. W jednym, z trzech oglądanych egzemplarzy stwierdziłem problem z uszczelkami – lekko trzeszczały. W każdym występował problem z ostrymi krawędziami przy klamkach wewnętrznych. To chyba tyle. Co z pozytywów? Świetnej jakości – jak na cenę – materiały wnętrza! Wygodny fotel kierowcy oraz pasażera – regulowany elektrycznie, ergonomiczne ustawiona tylna kanapa, miękka deska rozdzielcza – do wysokości kolan. Materiały – jak na segment – pierwsza klasa. Porównując do koreańskiej konkurencji, chapeus bas. Na pochwałę zasługuje również bezprzewodowy Apple CarPlay oraz Android Auto. Działa rewelacyjnie.

Testowany Kamiq wyposażony był w silnik o pojemności jednego litra, mocy 115 koni mechanicznych oraz w automatyczną skrzynię biegów DSG-7. Trasa prowadziła małymi alzackimi wioskami, pięknymi górskimi drogami (różnica od najniższego do najwyższego punktu wynosiła ponad 1000m) oraz autostradą z licznymi fotoradarami… Średnie spalanie testowanego egzemplarza wynosiło 7 litrów. Czy jednostka 1.0 TSI 115 KM dała radę sobie w górach? TAK! Wraz z kolegą redaktorem, z którym podróżowałem, byliśmy zaskoczeni elastycznością rzeczonej jednostki.

Na oddzielny akapit zasługuje kwestia wyciszenia samochodu. Silnika w tym samochodzie nie słychać, do 5000 obrotów na minutę. Nie mieliśmy decybelomierza, ale przy prędkości 120km/h, z komory silnika nie wydobywał się prawie żaden odgłos. Jechaliśmy bez włączonego radia, a rozmawialiśmy naprawdę cicho i spokojnie. Śmiem się pokusić o stwierdzenie, że ten samochód jest najlepiej wyciszonym w gamie VGP, jak i w segmencie.

Kamiq to dziarski, mały, miejski SUV, który nie boi się wjechać na polną drogę oraz niestraszne są mu nierówności w nawierzchni drogi. Nie jest to oczywiście terenówka, ale dojazd do górskiego lub mazurskiego domu, nie będzie stanowił problemu dla tego malucha. Czekam ze zniecierpliwieniem na finalny egzemplarz, którym będę mógł dłużej się w Polsce nacieszyć.

Robert – opracowanie własne

Komentarze