Choć to może nie do końca właściwe określenie – to lubię być zaskakiwany. O, albo po prostu – pozytywnie zdziwiony. Taka też była moja reakcja na wieść o możliwości krótkiego testu Citroena C4 Cactus. Razem ze mną auto miał przyjemność testować jeden z redakcyjnych kolegów, Robert. Dla mnie była to niesamowita przyjemność, dla niego – nie do końca. Ale to właściwie dobrze, ze względu na moją, ciągnącą się od długiego czasu miłość do C3 Aircrossa. Oczarował mnie on tak bardzo, że możliwość spędzenia kilku chwil z kolejnym francuskim dziwolągiem powodowała stałą radość. Pierwsze wrażenia zatem będą wprowadzeniem do swego rodzaju konfrontacji dwóch gustów, które w większości zgadzały się, ale też zdarzyło nam się mieć odmienne zdania.

Wygląd oczywiście nie podlega dyskusji, bo to tylko i wyłącznie kwestia upodobań. Francuskie wzornictwo może się podobać, ale nie trudno też znaleźć przeciwników tak odmiennych od konkurencji kształtów. Nie ma co ukrywać – C4 Cactus wygląda inaczej, niż to, do czego przyzwyczaiły nas tysiące innych samochodów. Ja w wyglądzie zauważam tylko jeden minus – w przypadku testowego egzemplarza biały pas pod linią dachu. Poza tym wszystko jest świeże. Ładne, niby masywne, niby małe – ciekawe. Do tego światła obramowane chromowaną listwą na całej szerokości atrapy.

Wnętrze okazało się dla mnie małym rozczarowaniem. Przywykłem już, że z desek rozdzielczych znikają wszystkie możliwe przyciski, które przenoszone są na centralny wyświetlacz. Niestety w testowanym przez nas C4 Cactusie jest jakoś pusto. Ekran, nawiewy, gniazdo USB i mała półka na telefon. Bardzo minimalistycznie i według mnie brakuje tutaj stylu charakterystycznego dla nowych Francuzów. No i trochę więcej życia – kolorów. System multimedialny tutaj bez dwóch zdań jest raczej toporny i ciężki w opanowaniu i obsłudze. Ot, nie jest on jakoś strasznie logiczny i płynny w działaniu.
Żeby nie zdradzać więcej przed właściwym testem – komfort podróży jest czymś, w czym zgadzaliśmy się oboje w 100%. Gwarantuję, że podróż w Citroenie C4 Cactus dzięki jego zawieszeniu, które jest namiastką hydropneumatyki znanej np. ze starej, dobrej C5 dostarcza mnóstwa przyjemności.

Silnik benzynowy o pojemności 1.2 l Pure Tech, który osiąga moc 110 KM, to praktycznie ten sam motor, co w testowanym przeze mnie C3 Aircrossie. Jest żwawy – niestety tylko do ok. 70 km/h. Kolejne zwiększanie prędkości jest dla Cactusa dosyć dużym wyzwaniem, a osiągnięcie prędkości autostradowej wymaga chwili cierpliwości – to jednak rekompensuje komfort podróży. Komfort ten niestety jest dostępny przede wszystkim dla osób z przodu. Z tyłu, z racji niezbyt dużej ilości miejsca, podróż na dłuższych odcinkach nie będzie przebiegać przyjemnie. Tylne szyby otwiera się… jak w starym Fiacie 126p – na zatrzask, dlatego też wydaje mi się, że projektanci z góry założyli, że tylne fotele nie będą często zajmowane.

Spalanie, które osiągaliśmy w pierwszych godzinach kontaktu z tym samochodem oscylowało w okolicach 5,5 l/100 km. Wyniki na większych dystansach na pewno zostaną przedstawione w pełnym teście, który pojawi się najbliższym czasie. Z chęcią odpowiemy na jakiekolwiek pytania związane z tym samochodem.

Komentarze