VW Passat jest samochodem, który już dawno stał się kultowym – głównie za sprawą starej generacji B5, która po dziś dzień nie przestaje zaskakiwać swoją długowiecznością. Od czasów świetności B5 minęło już jednak ponad 20 lat. W naszej redakcji przez chwilę dysponowaliśmy najświeższą generacją modelu Passat – B8.
Testowanie naszego egzemplarza z jednej strony można było zaliczyć do przyjemności, z drugiej natomiast do swego rodzaju przymusu. Przecież to tylko Passat. Samochód tak do bólu poprawny w każdym swym calu, że nie ma w nim nic, co może zaskoczyć. Dostaliśmy model wyposażony naprawdę dobrze – można powiedzieć nawet, że najlepiej, bo znalazło się tutaj wszystko, co tylko mogło się znaleźć. Wszystkie systemy bezpieczeństwa, czy też poprawiające komfort podróży znalazły tutaj dla siebie miejsce. Ale przecież – co z tego, jeśli to nadal ten sam, na dodatek szary Passat.
Narzekanie i nudzenie się tą wielką limuzyną w kombi Volkswagena przerwało to, co znalazło się w nim pod maską. Tutaj na szczęście znaleźliśmy powód do większej radości. Benzynowy silnik 2.0 TSI, który osiąga moc 280 KM napędza wszystkie 4 koła, a moc przekazywana jest za pośrednictwem dwusprzęgłowej skrzyni automatycznej DSG o 6 przełożeniach. Oj, jak ten silnik potrafi ucieszyć kierowcę. Na nim właściwie skupiliśmy się najbardziej, no bo przecież to, jak Passat wygląda jest oczywiste dla każdego – kwestia gustu oczywiście, ale generalnie prosta bryła, która nie pozwala pomylić go z żadnym innym samochodem. Ładny, nawet trochę masywny – z chromowanymi żebrami atrapy może robić wrażenie.
Osobiście bardziej podoba mi się jego front. Z tyłu jest trochę… pusto. Nic się tam nie dzieje, panuje minimalizm nadający całości wiele elegancji. Wszystkie światła wykonane w technologii LED nie powinny być szokujące.
Wnętrze natomiast takie, jak można się tego było spodziewać. Wygodnie, ergonomicznie i wszystko umiejscowione tak, żeby to pasażerom i kierowcy było najwygodniej. Producenci stawiają na użyteczność, dopiero na dalszych, dużo dalszych planach pozostaje wzornictwo. Proste sterowanie wszystkimi funkcjami samochodu to domena Volkswagena. Tutaj nikt nie ma prawa mieć wątpliwości, co i jak zrobić. Wszystko jest jasne i oczywiste. Niestety nieoczywiste jest to, że w najwyższym wariancie wyposażeniowym dostajemy manualnie regulowane siedzenia. Regulacja odcinka lędźwiowego, czy kąta oparcia na szczęście jest elektryczna – ale jednak… jest delikatne rozczarowanie podczas poszukiwania przycisku do przesuwania fotela. No, nie ma też wentylowanych foteli, ale to już można wybaczyć. Pasażerowie za plecami kierowcy zmieszczą się bez najmniejszego problemu nawet we 3 osoby, miejsca jest w zupełności dla każdego. Dodatkowo, będą oni mieli dostęp do trzeciej strefy klimatyzacji. Z wnętrza to tyle – i aż tyle. Naprawdę nie dzieje się tutaj nic nadzwyczajnego. Mnie najbardziej w tym modelu urzeka analogowy zegarek na desce rozdzielczej – i bardzo dobrej rozdzielczości Head-Up Display.
Wracając jednak do tego, co najważniejsze – silnika. Pierwsze 100 km/h osiąga po ok. 5,5 sekundy. Wartość ta robi wrażenie w niewielkich hatchbackach, a co dopiero w przypadku dużego kombi. Gwarantuję, że ten silnik zapewni kierowcy niesamowitych doznań. Nieważne, czy będzie to w mieście, czy na trasie i autostradzie. W każdym miejscu możemy czuć się pewnie mając pod stopą aż 280 KM czekających, kiedy będą mogły wyrwać samochód do przodu. Trzymanie w zakrętach zaskakuje równie pozytywnie, co rozpędzanie się. Nie będziemy mieli wrażenia, że samochód chce stracić przyczepność. Kwestia wygłuszenia wnętrza wydaje się być oczywista ze względu na charakter limuzyny tego samochodu – tutaj z reguły powinno być cicho. Jeśli jednak silnik będzie pracował na wysokich obrotach (około 3500), to musimy się liczyć z odczuciem tego w kabinie. Spalanie to kolejny zaskakujący element tego samochodu. Poruszając się po mieście, bez robienia hałasu w małych uliczkach i straszenia przechodzących przez pasy – liczmy się z wartościami ok. 9-11 l/100 km. W trasie jest dobrze, choć mogłoby być lepiej – 7-9 l/100 km. Przy bardzo spokojnej i ekonomicznej jeździe uda się osiągnąć jakieś 6 l/100 km, jednak nie będzie to najprostsze, ani też najprzyjemniejsze.
Volkswagen hołdując swojej nazwie – „auto dla ludu” – przedstawia to podejście doskonale w swoich samochodach. Passaty od dawna cieszą się wielką, niemalejącą popularnością. Oczywiste jest zatem, że skądś ona się bierze. Po prostu – ludzie, którzy potrzebują zwykłych butów – odwiedzają jakikolwiek sklep, bez względu na markę. Studenci szukający pomysłu na obiad pójdą wszędzie tam, gdzie tylko będą mogli się najeść. Kierowcy natomiast, którzy chcą po prostu samochodu – kupią Volkswagena, najpewniej Passata.
Podczas testów Passata w tej konfiguracji dużo zastanawiałem się nad jego odrobinę uterenowioną wersją – Passat Alltrack. Dostajemy w niej przecież praktycznie ten sam luksus, który sprawdzi się dodatkowo w niezbyt wymagającym terenie. Gdybym sam miał stać przed wyborem – zwykła wersja Passata, jak ta testowana, czy ta, która jest odrobinę wyższa i nie boi się jeżdżenia po lasach – raczej zdecydowałbym się na tą drugą. Może to tylko kwestia gustu, ale wydaje mi się, że rozsądniejszym jest wybór opcji, która oferuje więcej możliwości.
VW umożliwiając zakup 2-litrowej jednostki benzynowej 280 KM daje tym ludziom możliwość czerpania z jazdy większej przyjemności, niż mogliby oni tego oczekiwać. Przede wszystkim – zaskakuje, ile radości może być w pozornie – niczym szczególnym.
Komentarze