W zeszłym tygodniu odbył się w Warszawie protest taksówkarzy skierowany przeciwko “nielegalnym przewoźnikom”. Spotkałem się też z innym stwierdzeniem, że chodzi o “zwrócenie uwagi na problem braku przepisów regulujących zasady przewozu osób”. Brzmi enigmatycznie. A o co chodzi tak naprawdę?
Nie ukrywam, bardzo chciałbym myśleć, że wspaniałomyślni taksówkarze postanowili poświęcić swój czas i pieniądze tylko po to, aby zwiększyć świadomość społeczną na temat istniejącego problemu. Czas – bo taki przejazd przez całą Warszawę zgodnie z przepisami nieco trwa. Pieniądze – bo benzyna kosztuje. No i nie oszukujmy się – w tym czasie nie zarobili ani grosza.
Temat nie jest nowy – od czasu do czasu widuje się na ulicach taksówki z naklejkami z przekreślonym logo Ubera. Ostatnio pojawiły się nawet wielkie napisy na tylnych szybach informujące o “nielegalnych przewoźnikach”. Jeśli dla kogoś nie jest jeszcze jasne, o co chodzi, to spieszę z wyjaśnieniem – chodzi o pieniądze.
Money, money, money…
Pieniądze, a raczej ich brak spowodowany konkurencją na rynku. Standardowo w takich sytuacjach przedsiębiorcy radzą sobie w prosty sposób – wystarczy zaoferować lepszą jakość lub niższą cenę. A już najlepiej obydwie te rzeczy na raz. Taksówkarze postanowili zadziałać inną metodą i po prostu wyeliminować konkurencję z rynku za pomocą protestu.
Ale jaki to był protest! Nasi dzielni bohaterowie postanowili przejechać przez Warszawę zgodnie z przepisami! Nawet znalazłem na ten temat fragment w artykule na portalu tvn24:
“Kierowcy poruszali się głównie prawym pasem, co kilka kilometrów trąbili klaksonem. Zasadą uczestników przejazdu była jazda zgodnie z przepisami.“
Nie da się ukryć – bardzo mało konsekwentna ta zasada, wszak w strefie zabudowanej używanie klaksonu bez przyczyny nie jest dozwolone. Czy ktoś zaplanował ten paradoks, czy to spontaniczna inwencja taksówkarzy? Kto to wie. Niewątpliwie faktem jest, że widok taksówki jadącej zgodnie z przepisami może budzić zainteresowanie – jest to równie niecodzienne, jak punktualność autobusów w godzinach szczytu.
Prawa rynku? Nie słyszałem
No dobrze, żarty na bok. O co tak naprawdę chodzi? Główny zarzut jest następujący (i to jest autentyk, proszę się nie śmiać!): taksówkarze są poszkodowani, ponieważ maksymalna opłata za kilometr (w taryfie dziennej) wynosi 3 złote i to nie pozwala im zarabiać. Uber w teorii ma opłaty niższe, ale rzekomo w praktyce przekracza magiczny limit za sprawą dynamicznych cen (mnożników), które stosuje.
Żeby móc poprawnie ocenić, czy nasi bohaterowie mają rację – wprowadzę do tematu trochę bardziej życiowych informacji. Moje ostatnie 5 przejazdów z alternatywnymi przewoźnikami odbyło się następującymi samochodami: dwa razy Skoda Fabia, Ford Focus drugiej generacji, Dacia Logan oraz jakieś dramatycznie stare Audi, którego nie udało mi się nawet zidentyfikować. A ostatnie 5 przejazdów taksówkami to trzy razy Skoda Octavia, raz Superb i raz nieco starszy, ale całkiem wygodny Mercedes E-klasy. Dodam jeszcze, że u przewoźnika alternatywnego w każdym przypadku kierowca nie był Polakiem.
Czyli reasumując: taksówkarze mają zdecydowanie lepsze samochody i można się z nimi bez problemu dogadać po Polsku, a przeważnie też dobrze znają miasto. Do tego ich ceny są ograniczone limitem, zatem jak wnioskuję z tej narracji – korzystniejsze. Jak sądzicie, czy zdrowy, logicznie myślący człowiek mając do wyboru przejazd Octavią za około 2,5 złotego albo Fabią za “ponad 3 złote” (jak twierdzą taksówkarze) wybierze to drugie? No nie sądzę.
Nie wiem w jakiej rzeczywistości żyją osoby, którzy wymyślają te teorie, ale prawa rynku są w tym wypadku bezlitosne. Jeśli coś jest gorsze i droższe to ludzie nie wybiorą tego mając do dyspozycji to, co lepsze i tańsze zarazem. Zgodnie z opiniami, jakie krążą na rynku, prawda jest bezlitosna – alternatywni przewoźnicy z reguły SĄ tańsi od taksówek, dlatego ludzie chętniej wybierają ich usługi.
Co robić, jak żyć?
Jest jedna rzecz, której nie mogę pojąć. Kiedy ktoś pracuje w danym miejscu i nie jest usatysfakcjonowany zarobkami – co zazwyczaj robi? Szuka innej pracy? Czy protestuje przed gabinetem swojego przełożonego? Mniej więcej tak widzę te taksówkarskie demonstracje.
Czy rzeczywiście doszło kiedykolwiek do sytuacji, w której alternatywny przewoźnik zainkasował więcej niż 3 złote za kilometr? Niewykluczone, zresztą miał do tego prawo. Nie obowiązują go te same regulacje co taksówkarzy, z drugiej strony nie korzysta z ich przywilejów. Bezsprzecznym faktem jest, że partnerzy Ubera i innych tego typu firm z własnej woli balansują po nieuregulowanych prawnie gruntach. W razie kontroli ITD sami poniosą konsekwencje ewentualnych niezgodności.
Co należy zrobić? Aktualnie sytuacja z prawnego punktu widzenia rzeczywiście nie jest oczywista. Z jednej strony ewentualna kontrola grozi mandatem. Z drugiej – urząd skarbowy nie protestuje, kiedy inni kierowcy niż taksówkarze zasilają jego konta bankowe podatkami.
Jednej rzeczy tylko się obawiam. Neutralna legalizacja alternatywnych przewoźników i zrównanie ich do poziomu taksówek (pod względem obowiązków, bez dawania im przywilejów) nie wyeliminuje takich protestów. Nie chodzi bowiem tylko o zmianę przepisów. Kasa musi się zgadzać.
Komentarze