Crossovery są według mnie nieco zagadkowe, bo nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Nie inaczej jest z Mitsubishi. W tym przypadku jednak najbardziej zaskakująca i dająca do myślenia jest jego nazwa. Zaprezentowane w latach 80. sportowe coupé nazwane Eclipse skończyło swą historię na czwartej generacji. Po kilku latach przerwy Japończycy zdecydowali się zaprezentować Eclipse Cross. Na pozór nieporównywalne ze swoim starym „imiennikiem”, kompletnie inne z wyglądu – całkowicie nowe. Analizując nazwę możemy dochodzić do rozważań, czy może chodzi o crossovera o sportowym charakterze lub też sportowy samochód o terenowym charakterze. Mi udało się rozwiać te wątpliwości. Zapraszam zatem do tekstu.
Wygląd zewnętrzny w dużej mierze nawiązuje do Outlandera
Przód Mistubishi Eclipse Cross jest prawie identyczny, co w większym SUV-ie z Japonii. Bardzo duże światła przeciwmgłowe i kierunkowskazy nadają całej bryle masywnego wyglądu. Nie sposób też nie zauważyć kilogramów chromu, którym pokryto front. Z czerwonym lakierem wygląda to bardzo ładnie. Nie tak ładnie niestety wygląda w tym przypadku ozdobna listwa w tym samym kolorze na progach nadwozia. Pewnie w towarzystwie innych odcieni lakieru ten dodatek byłby dodatkowym „smaczkiem”, który zwraca na siebie uwagę – jednak w tym połączeniu – ginie i jest praktycznie niezauważalna.
Obserwując bok Eclipse Cross widzimy wysoko poprowadzoną maskę i mocno opadający dach, który w pewnym momencie jest odważnie ścięty. Trochę to sprawia wrażenie, jakby projektanci założyli sobie maksymalną długość samochodu, po czym wzięli się za rysowanie przodu, który wyszedł znakomicie, następnie skupili się na proporcjonalnym dachu – po czym zauważyli, że za chwilę przekroczą zakładaną długość – i poprowadzili pionową kreskę w dól, którą zamknęli cały rysunek. Byłem do tego nastawiony do tego stopnia negatywnie, że przez kilka pierwszych dni parkowałem nim zawsze tak, żeby idąc do samochodu widzieć tylko jego przód. Ostatecznie jednak można się do tego przyzwyczaić – wszystko się zmienia, kiedy widzimy Eclipse Cross w nocy. Światła z tyłu są zaprojektowane naprawdę ładnie i swój urok oddają tylko w ciemności – wtedy też przy okazji można zaobserwować plus dzielonej tylnej szyby. Element, który jest pomiędzy dwoma szybami zasłania oślepiające światła samochodu za nami.
Wnętrze jest wykonane z twardych plastików, które w głównej mierze są czarne
Tylko niektóre elementy zostały pomalowane na srebrny kolor i delikatnie rozjaśniają całość. Znalazły się też wstawki, które mają przypominać włókno węglowe – i tę funkcję pełnią bardzo dobrze. Jakość wykonania nie pozostawia wiele do życzenia – jest optymalnie. Nic nie skrzypi, ani nie wygina się przy mocnym ciągnięciu. Jedyne zastrzeżenie można mieć do połyskujących elementów, które bardzo łatwo ulegają porysowaniu. Zdecydowanie duży plus za podłokietniki. Ten w boczkach drzwi jest naprawdę miękki i wygodny na długich trasach. Natomiast podłokietnik w konsoli centralnej jest przesunięty za bardzo do tyłu i nie można go przesunąć.
Ergonomia wnętrza jest zadowalająca. Wszystkie przyciski fizyczne są dostępne bez nadzwyczajnego odrywania się od fotela – wystarczy mały ruch ręką i wszystko, co potrzebne jest w naszym zasięgu. Ekran do obsługi systemu multimedialnego według mnie mógłby być delikatnie przechylony w stronę kierowcy. Sama jego obsługa jest banalna i nie wymaga żadnego omówienia. Można go obsługiwać przy pomocy touchpada (do którego zaimplementowano samouczek w menu). Osobiście jednak nie jestem jego wielbicielem. Może to kwestia przyzwyczajenia, że po prostu – łatwiej sterować przesuwaniem palcem po ekranie, aniżeli po panelu dotykowym. W ciągu kilku dni jednak użyłem go tylko kilka razy, więc nie jestem w stanie powiedzieć, jaka jest jego rzeczywista użyteczność.
Miejsca dla kierowcy i pasażerów jest według mnie wystarczająco, jeśli podróżujemy w 4 osoby
Dodatkowy pasażer może po jakimś czasie skarżyć się na brak komfortu i wymusi częste postoje. Z przodu bez problemu zmieścimy się nie mając więcej niż 1.90 m wzrostu – powyżej możemy odczuć na kolanie obijanie się o plastiki z konsoli centralnej. Fotel można podnosić i opuszczać w szerokim zakresie, dlatego też każdy znajdzie coś dla siebie. Możemy usiąść najniżej, jak to możliwe i nie czuć, że siedzimy w dużym crossoverze lub wedle preferencji – podnieść się jak najwyżej i patrzeć na większość samochodów z góry.
Z tyłu tak, jak mówiłem – miejsca dla 2 osób jest więcej niż wystarczająco. Dobrym rozwiązaniem jest możliwość podgrzewania siedzisk oraz regulacji kąta oparcia i przesuwanie foteli w poziomie.
Największym rozczarowaniem jest bagażnik
Pojemność 374 l może pokrzyżować wiele planów wyjazdowych, bo nie pomieści w sobie dużo bagaży. Można to jednak zrozumieć – w końcu nagłe ucięcie całego tyłu pod kątem prostym musiało się na czymś odbić negatywnie. W tym przypadku jest to na szczęście tylko przestrzeń bagażowa.
Jest jeszcze jedna rzecz, na którą wpłynęła specyficzna bryła samochodu – prowadzenie. Jestem naprawdę zaskoczony, jak ten „klocek” trzyma się drogi. Jakkolwiek ostry nie byłby zakręt – Mitsubishi Eclipse Cross nie buja ani trochę na boki. Sztywno przyklejony do nawierzchni pokonuje łuki przy prawie każdej prędkości. Niesamowite jest też, jak układ kierowniczy reaguje na zachowanie kierowcy. Każdy, nawet najdelikatniejszy ruch kierownicy daje błyskawiczną odpowiedź kół. Tym charakterem prowadzenia Mitsubishi rozwiało zagadkę, dlaczego akurat „Eclipse”.
W naszym testowym egzemplarzu był też napęd na 4 koła, który dostępny jest tylko ze skrzynią CVT. Niestety, nie tak zaawansowany, jak w Outlanderze. Tutaj nazwano go S-AWC i jedyne ustawienia, na jakie sobie pozwala to tylko zmiana trybu pomiędzy: Auto, Snow, Gravel. Nie oczekujmy od tego układu niespodzianek – w terenie nie poszalejemy – a nawet jeśli, to stracimy kilka godzin na dzwonienie po znajomych, którzy pomogą wypchnąć nas z błota. Raczej napęd S-AWC będzie miał swoje zastosowanie zimą, przy nieodśnieżonych drogach, czy też na nieutwardzonych, polnych ścieżkach. Mimo wszystko – bez szaleństw. Prędkość maksymalna, jaką osiągniemy w Eclipse Cross to 200 km/h. Rozbieg do 100 km/h zajmie niespełna 10 s.
Układ świetnie dobiera odpowiednie obroty silnika
Skrzynia CVT, o której wspomniałem posiada 8 wirtualnych przełożeń. To, czego się obawiałem – że będzie wyła przy przyśpieszaniu – na szczęście nie miało to miejsca. W mieście i w trasie – nigdzie nie zauważyłem sytuacji, kiedy skrzynia zapomniała, co ma zrobić.
Spalanie zaskoczyło mnie pozytywnie. Najmniejsza wartość, jaką uzyskałem poza terenem zabudowanym przy prędkości 90 km/h to 6,4 l/ 100 km. W mieście osiągniemy maksymalnie 10 l/ 100 km, natomiast na autostradzie będzie to ok. 8 l/ 100 km.
Mitsubishi Eclipse Cross zdecydowanie zaskakuje
Nie tyle wyglądem, który można lubić lub nienawidzić, ale też swoim charakterem. Nazwa, jaką nadano temu crossoverowi nie jest przypadkowa. „Eclipse” wskazuje na sportowe zacięcie samochodu, „Cross” natomiast to część terenowa i miejska tego samochodu. Połączenie obu tych słów daje hybrydę sportowego samochodu do miasta i w delikatny teren. O ile miasto może nie jest najlepszym otoczeniem dla Mitsubishi ze względu na jednak dość duże gabaryty i dużą średnicę zawracania – to sportową duszę czujemy przede wszystkim na zakrętach, kiedy to auto trzyma się drogi jak przyklejone, a układ kierowniczy reaguje błyskawicznie. Podniesiony prześwit pozwala na ruszenie w niezbyt wymagający teren, gdzie auto również sprawdzi się bardzo dobrze. Największym problemem jest jednak cena. Za testowy egzemplarz w tym wyposażeniu (HUD, podgrzewane fotele, kierownica, radio + DAB, dostęp bezkluczykowy) należy zapłacić ponad 130 tys. zł. Wrażenia z jazdy przekonują do zakupu, zdrowy rozsądek jednak podpowiada, że ta cena jest odrobinę za wysoka.
Komentarze