Wypożyczam samochody – myślę, że znacznie częściej, niż robi się to przeciętnie. Czasem dlatego, że organizuję jakiś event i przydałoby mi się fajniejsze lub większe auto. Czasem potrzebuję mobilności w miejscu, gdzie nie dysponuję własnym pojazdem. A czasem po prostu mam ochotę spełnić własną zachciankę przejechania się czymś nowym. W każdym z tych przypadków mam wrażenie, że mamy w Polsce (a pewnie i nie tylko) ogromny problem, kiedy drugą stroną transakcji staje się wypożyczalnia samochodów.

Jakie mam możliwości jako potencjalny klient? Z moich spostrzeżeń wynika, że są dwie drogi i niestety obydwie równie kręte i wyboiste.

Lotniskowy moloch z “podobnymi” autami

Z jednej strony istnieją wielkie, globalne wypożyczalnie obecne na praktycznie każdym lotnisku. Bardzo wygodne rozwiązanie, bo ich liczność jest na tyle duża, że nawet bez rezerwacji prawie zawsze jesteśmy w stanie wypożyczyć „jakieś” auto. Niestety narażamy się na losowy wybór, a i cena pewnie będzie wyższa niż w przypadku uprzedniej, opłaconej z góry rezerwacji. Praktyka pokazuje jednak, że nawet w takim wypadku dobór jest losowy, ponieważ rezerwujemy auto „X lub podobne”. A co to znaczy, że jest podobne? Ano to już zależy od kaprysu danej wypożyczalni. W ten właśnie sposób zamówiłem Infiniti Q50, które nawet w najniższej wersji silnikowej byłoby dla mnie zadowalające. Na miejscu otrzymałem jednak gołe, odrapane i zdezelowane BMW 316d, które całkowicie odbiegało od tego, czego oczekiwałem. A dokonując rezerwacji specjalnie wybrałem właśnie Infiniti a nie BMW, które było w ofercie o kilkadziesiąt złotych tańsze! Poczułem się wtedy oszukany.

Dostępność aut na lotniskach jest wysoka. Z jakością niestety bywa różnie.

Jeśli ten przykład nie przekonuje, to niestety niedługo potem zarezerwowałem Audi A3, aby otrzymać najbardziej podstawową wersję Opla Astry. I tutaj szybkie spojrzenie w cennik powinno dobitnie uświadamiać, że ewidentnie nie są to samochody podobne. Ale wypożyczalnia ustaliła, że są – więc są. W większości przypadków bardzo trudno nawet na stronie wypożyczalni znaleźć grupy „podobnych” samochodów z wyszczególnionymi modelami, więc realnie rezerwuje się kota w worku.

Mała wypożyczalnia wcale nie lepsza…

Brzmi kiepsko, prawda? Zwłaszcza, kiedy planuję przewieźć moich kontrahentów przykuwającym spojrzenie, nietypowym autem, a dostaję samochód zaniedbany, w najniższej wersji wyposażenia i najsłabszym dostępnym w danym modelu silnikiem.

W takim wypadku mam do dyspozycji drugą drogę – małe, lokalne wypożyczalnie, które przeważnie umożliwiają zarezerwowanie konkretnego modelu. Do dyspozycji dostaję wtedy listę samochodów z ich zdjęciami i parametrami, czasem też opisami wyposażenia dodatkowego. Przedsiębiorcy prowadzący takie wypożyczalnie nie płacą za wynajem powierzchni w terminalu lotniska oraz dobrze zlokalizowanego parkingu – mogą więc zaoferować lepsze ceny niż globalne wypożyczalnie. Często możliwe jest także podstawienie samochodu na terenie miasta do wskazanego przez nas miejsca. Brzmi świetnie, prawda?

Niestety, coś za coś – małe wypożyczalnie nie posiadają zwykle systemów rezerwacji umożliwiających podejrzenie dostępności samochodów. Musimy zatem kierować każde tego typu zapytanie mailowo lub telefonicznie, a jakość odpowiedzi, cóż – nie powala. Mój rekordzista potrzebował aż 6 dni na udzielenie odpowiedzi na mojego e-maila. Standardem niestety są też odpowiedzi pisane w kilku słowach, bez przywitania czy podpisu lub zawierające błędy – w terminach, kwotach i wyliczeniach.

Same, same, but different…

Ale to jeszcze nie koniec. Mówiłem już o kupowaniu kota w worku? Tutaj wprawdzie jest lepiej – wszak przeważnie dostaniemy samochód, który rezerwowaliśmy, jednak wciąż możemy się zdziwić. Spotkałem się z sytuacjami, kiedy pokazywany na zdjęciu samochód różnił się od tego, który został mi wynajęty – na przykład na zdjęciu widniało Audi Q5 drugiej generacji a do mnie trafiła generacja pierwsza. Widuję też w opisach specyfikacje silnika, który nigdy nie występował w danym modelu, albo wręcz sprzeczne ze sobą informacje.

Kiedy zamiast obiecanego Audi trafia nam się Astra – zostaje nam chociaż możliwość cieszenia się widokami…

Czasem jednak zdarzają się prawdziwe absurdy – takie jak właściciel jednej z wypożyczalni, który wprost powiedział mi, że „na 3 dni nie opłaca się mu wynajmować samochodu” (mimo że na jego stronie widnieje informacja o stawce dobowej w przypadku wynajmu na 1-2 lub więcej dni) lub taki, który po przyjęciu rezerwacji anulował ją, ponieważ inny klient chciał wynająć auto na dłużej. Warto wspomnieć również o sytuacji, w której pracownik wypożyczalni zażądał ode mnie piętnastu tysięcy złotych kaucji w gotówce (sic!), ponieważ „zapomniał terminala” oraz o próbie wydania mi samochodu bez ważnego ubezpieczenia OC. Listę moich faworytów zamyka 380-konny Mercedes A45 AMG na letnich oponach wynajęty w mroźny grudniowy poranek oraz wypożyczalnia „widmo”, która wedle oferty ma w swojej flocie całą masę ciekawych dla mnie aut i od dwóch lat o każdej porze roku akurat wszystkie zawsze są niedostępne.

Czy jest źle? Niestety w większości tak…

Szczerze przyznaję – trochę generalizuję i trochę wyolbrzymiam. Zdarzyły mi się oczywiście wynajmy w 100% pozytywne i zgodne z moimi oczekiwaniami. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że było ich mniej, niż tych, podczas których wystąpił mniejszy lub większy problem. Nie podaję tu nazw wypożyczalni, bo wychodzę z przekonania, że prędzej czy później rynek sam zweryfikuje ich działalność. Odnoszę jednak wrażenie, że na rynku jest luka – nie spotkałem się dotychczas z wypożyczalnią z ciekawą ofertą, przejrzystymi zasadami i dobrym wykonaniem. Ten kto będzie pierwszy – ma szansę na sukces.

A jak wyglądają Wasze przygody z wypożyczalniami samochodów? Jeśli macie jakiś ciekawy przypadek – piszcie: mateusz@testhub.pl

Komentarze